Skip to main content

„Bóg mi świadkiem, do polityki się nie pcham”

Oto książka Andrzeja Gawrońskiego Mój punkt widzenia. Składają się na nią felietony oraz wiersze drukowane zamiast felietonów, bądź dla ich uzupełnienia, w „Tygodniku Polskim” (Melbourne) i „Kurierze Zachodnim” (Perth) w latach 1988–1996, wybrane i opracowane przez mnie. Rysunkami całość opatrzył filozof i malarz, Jan Srzednicki. Tytuł zapożyczyłam z listu otwartego do przyjaciół i wrogów autora zamykającego ten zbiór, w którym Gawroński uzasadnia swoje stanowisko wobec dziejących się wokół niego spraw.

Recenzując wcześniejsze książki Andrzeja Gawrońskiego, Lech Paszkowski napisał, iż „będą one kiedyś miały dużą wartość dla socjologów naszej współczesnej Polonii w Australii, gdyż Gawroński podchwycił wiele rysów charakterystycznych, obyczajowych i sytuacyjnych.” Podobnie rzecz się ma z jego felietonami, które są spojrzeniem nie tylko na Polonię australijską, ale także na Kraj i Australię. O tym, że Gawrońskiego interesują przemiany w Polsce, świadczą wymownie jego „Porady polityczne”. Choć autor twierdzi: „Bóg mi świadkiem, do polityki się nie pcham”, zabiera głos w wielu ważnych dla Polaków sprawach.

Nieobojętne jest mu również to, jak prezentowana jest Polska zarówno w australijskich jak i polskich środkach przekazu. W felietonie „Gruszki na wierzbie” pisze: „Prawie w każdym programie o Polsce i Polakach w tutejszej telewizji przedstawia się pół lub ćwierćinteligentów, co wywołuje wrażenie, że brak nam ludzi na poziomie. Dziękuję za taką propagandę”. Oburzony tym, co napisał o Polonii krajowy dziennikarz Włodzimierz Krzyżanowski w artykule „Cyrk wśród kangurów”, przyznaje jednak, że „mimo całej złośliwości i bujd, mimo silenia się na sensacyjność, można było w nim dojrzeć ziarenko prawdy”.

Zabiera też głos na tematy ogólne, takie jak kara śmierci, homoseksualizm, wiara w zabobony. W niektórych felietonach – „O poezji i pamiętnikach”, „Nowoczesny savoir-vivre” – pobrzmiewa tęsknota za czasem minionym. Jako Australijczyk polskiego pochodzenia, czy Polak osiadły w Australii, Gawroński żywo interesuje się sprawami, jakie obchodzą większość Australijczyków, czego najlepszym dowodem wiersz ,,Baranie wybory” i felieton „Ach, ta Demidenko”.

Najwięcej miejsca poświęca jednak sprawom wewnątrzemigracyjnym, charakterystycznym aspektom życia emigracyjnego na antypodach, ciekawym chociażby ze względu na tutejszą odrębność. „Niby emigracja i tu, i tam, a przecież zupełnie inna – pisała Zofia Kozarynowa w londyńskim „Tygodniu Polskim”. – Tu trudność przeflancowania się w grunt inaczej uprawny, tam przeorywanie surowej ziemi o nieznanych składnikach. Inne opory, inne zdobycze”. Warto, aby czytelnik, który sięgnie po Mój punkt widzenia był tego świadomy. Polska literatura powstała w Australii nie osiągnęła tak wysokiego poziomu jak w Europie czy Stanach Zjednoczonych, czego głównym powodem była i pozostaje swego rodzaju kulturowa izolacja uwarunkowana geograficznym oddaleniem Australii od reszty świata. Nie wystarczy bowiem mieć talent, potrzebne jest środowisko literackie, które by ten talent podsycało, a o które w Australii trudno. Pisarze tutejsi nie mają nawet namiastki pisma, w którym mogliby się spotykać razem na jednej stronie.

Adam Nasielski trafnie zauważył, że utwory Gawrońskiego są „zrozumiałe dla wszystkich, co (...) nie jest przypadkowe, tylko starannie przemyślane przez autora, który najwyraźniej chce pisać dla ogółu, a nie dla pewnej klasy pozerów i psudopięknoduchów”. To tłumaczy także poziom jego felietonów. Jedno jest oczywiste. Emigrancka fałszywość czy prawdziwość sytuacji – jak to z kolei określił Paszkowski – to myśl przewodnia autora”. Potwierdzenie tych słów znajdujemy w felietonach ,,Portret pana Bolcia” i Życiorysy”, a także ,,Damy, nie damy...”

Bogumiła Żongołłowicz
Fragment przedmowy
Melbourne, czerwiec 1998

Andrzej Gawroński. Fot z archiwum Bogumiły Żongołłowicz